Forum morświn Strona Główna

morświn
awangarda / abstrakcja / postmoderna / futuryzm / synkretyzm / deformalizm / symbolizm / SZTUKA WYZWOLONA
 

Nie jest dobrze

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum morświn Strona Główna -> Dramat, scenariusz teatralny i filmowy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
VV




Dołączył: 18 Gru 2007
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasteczkowice

PostWysłany: Śro 20:38, 26 Gru 2007    Temat postu: Nie jest dobrze

NIE JEST DOBRZE

Rzecz się dzieje na żwirowo-kamienistej plaży (pół widocznej części plaży pokryte drobnym żwirem, część kamieniami) nad niebieskim morzem. To Martwe Morze (Bałtyk). Na plaży jedno drzewo liściaste, trochę nie pasuje, ale co tam (?). Scenicznie to można rozplanować wedle uznania, np. morze zajmuje 1/3 sceny po lewej, 1/3 po prawej kamienie, środek żwir, na żwirze drzewo. Równie dobrze za morze może umownie służyć publika (wystarczy zaimitować szum fal), zaś cała scena udawać plażę, albo może morze być w głębi sceny, a środek i proscenium plażą. To wszystko umowne, byle drzewo stało blisko środka. Czasem słychać mewy, czasem je widać na scenie.
P.S. Wątpię, by chciał ktoś ten utwór inscenizować, ale jeśli tak, to proszę o nie zmienianie ani jednego słowa tekstu. W pozostałych elementach zostawiam pełną dowolność, ale słowa niech nikt nie tyka!

SCENA I

/ONA stoi przodem do morza. Ubrana w obcisłe dżinsy i podkoszulek, jest w dużych, staromodnych okularach przeciwsłonecznych z bordowymi ramkami. ON zachodzi ją od tyłu w kolorowych szortach i cienkiej koszuli zarzuconej na gołe ciało, zapiętej na wszystkie guziki, za wyjątkiem pierwszego od góry. Po drzewem wbity parasol plażowy koloru błękitnego (błękit paryski) i koc, obok leży czarna kurtka ze sztucznej skóry (apel na marginesie- ludzie, kupujcie tylko sztuczne skóry!)./
ON
Cześć.
ONA
/Odwracając się w jego stronę, wyrwana z rozmyślań./ Cze. /Krótka pauza. Patrzą na siebie próbując sobie przypomnieć twarze./
ON
Przepraszam... Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy? /Pauza. Lekko zmieszany. ONA podnosi okulary z oczu na czoło./ Pamiętasz mnie? Nie poznajesz?
ONA
Adam?
ON
Heh. Widzę, że jednak mnie nie pamiętasz, znaczy pani nie pamięta. /Zmieszany wyraźnie./ Ja pani też nie pamiętam. Zdawało mi się, że spotkałem panią kiedyś tu, w tym miejscu.
ONA
Musiało to być bardzo dawno.
ON
Nie musiało. Coś mi się najwyraźniej pomyliło. Teraz sobie uświadomiłem, że jestem w tym miejscu po raz pierwszy. Chyba. /Kłaniając się lekko, w zasadzie to nie ukłon, a ledwo dostrzegalne dygnięcie./ Przepraszam.
ONA
Nie szkodzi. Byłam tu taka samotna.
ON /Zdziwiony/ Samotna? To przepraszam, podwójnie. /Wychodzi, uśmiechając się do niej szczerze./

SCENA II

/Scenografia tak samo. ONA ma inne spodnie i inny podkoszulek i nie stoi, a przechadza się po plaży, ze zwieszoną w zamyśleniu głową. ON wchodzi ubrany jak poprzednio./

ONA
/Zauważywszy go staje, ON też staje, nie na wprost, a obok niej. Twarze mają skierowane w stronę morza./ Cześć! Nie spodziewałam się ponownego spotkania tak szybko Wink.
ON
Mówiłaś, że czujesz się samotna.
ONA
Ja tak mówiłam?
ON
Pamiętam. Zdziwiłem się, że taka kobieta może być samotna.
ONA
Na tej plaży to nic dziwnego. To miejsce o którym zapomniał świat.
ON
Dlaczego więc tu przychodzisz?
ONA
Nie wiem. Prawdę mówiąc, to wszędzie czułabym się samotna.
ON
Pomyślałem wczoraj, że lubisz samotność, dlatego poszedłem nie chcąc ci przeszkadzać. /Pauza./ No dobra, poszedłem bo byłem umówiony.
ONA
Ale wróciłeś.
ON
Nie miałem się z kim umówić na dzisiaj. Tylko dlatego. Nie wiedziałem przecież, że tu będziesz.
ONA
/Kieruje wzrok w jego stronę./ Umów się ze mną.
ON
Co będziemy robić?
ONA
/Wzrusza ramionami./ Pilnować drzewa.
ON
Myślałem raczej o pójściu na miasto.
ONA
Nie mam ostatnio nastroju na miasto.
ON
/Kieruje wzrok w jej stronę, ale zaraz odwraca znów ku wodzie./ Rozumiem, ale pilnowanie drzewa? Czy to oby na pewno ciekawe?
ONA
To popilnujemy ubrań.
ON
/Uśmiecha się./ Nonsens.
ONA
A znasz coś bardziej sensownego? Zdejmij koszulę.
ON
Nie. /ONA chce mu zdjąć koszulę, łapie go za kołnierz, ON się odsuwa, nie daje./ Nie!
ONA
To nie. /Obrażona mina, odwraca się tyłem./ Nie będziemy pilnować ubrań.
ON
Moja koszula to część mnie, to jak skóra. Nie zdejmuję jej poza porą linienia.
ONA
I po co ci to?
ON
W koszuli czuję się bezpieczniejszy.
ONA
A ja zdejmę cyckonosz. /Ściąga podkoszulek i chce zdjąć biustonosz./
ON
Nie! /Powstrzymuje ją, w czasie czego łapie przez chwilę za biust. Wygląda to niejednoznacznie./
ONA
Ej! /Rozchichrana, ON speszony./
ON
Bardzo śmieszne. Niechcący dotknąłem świętego pokarmu.
ONA
Świętego? /Śmieje się./ Może czystego?
ON
Tak, ty musisz być czysta i niesplamiona grzechem!
ONA
A wiesz ile miałam lat, gdy straciłam dziewictwo?
ON
/Odchodzi parę kroków. Tyłem do niej./ Nie wiem. Pytaj się tego drania co to zrobił.
ONA
Nie znam go. Byłam wtedy małą dziewczynką.
ON
/Zwraca się w jej stronę./ Gwałt?
ONA
Tak. Zgwałciłam go. To było nieładne z mojej strony, ale w tym wieku wybacza się pewne rzeczy.
ON
Miałaś chociaż z 10 lat?
ONA
Nie no, trochę więcej.
ON
11?
ONA
Więcej.
ON
14?
ONA
Mniej- 13. A ile ty miałeś?
ON
Więcej.
ONA
Domyśliłam się. Ile?
ON
26.
ONA
Teraz masz pewnie ze 30?
ON
Nie. Teraz mam 25.
ONA
Dużo. Wystarczająco dużo by zdjąć koszulkę gdy dama prosi.
ON
Przestań. Nie podoba mi się twój ton. To niemoralne jak mówisz.
ONA
Nagość jest zła?
ON
Mówię, że to jak o niej mówisz jest złe. Ona sama jest dobra.
ONA
Skoro nie możesz więcej, to zdejmij chociaż buty.
ON
Nie!
ONA
O tym też mówię źle?
ON
Nie, ale nie lubię jak żwir wbija mi się w stopy.
ONA
Dla mnie nie zdejmiesz? Ja dla ciebie bym to zrobiła.
ON
/Macha ręką./ Chcesz to się rozbieraj, byle nie przy mnie! /Wychodzi./
ONA
Świnia! /Idzie parę kroków za nim./ Zaczekaj! Ja chcę już być dobra! /Staje./ Wszystko jest złe, bo wszystko przemija. /Siada pod drzewem, zaczyna usypywać górkę z piasku./ Ty też będziesz zły, zły zamku, nawiedzony zamku. /Zaczyna robić z piasku zamek./ Ale ty będziesz przynajmniej wieczny!

SCENA III

/Pod drzewem duży zamek z piasku i z kamieni. Parasol w innym miejscu niż poprzednio (tylko kurtki nie ma). ONA leży na brzuchu koło zamku i bawi się nim. Ubrana jak poprzednio, ale bez okularów. Ma też skórzaną torebkę koloru zgniłej zieleni. Pod parasolem koc i odtwarzacz płyt CD i płyty. W tle leci "Waves" Nouvelle Vague, do końca, potem nie ma muzyki./
ONA
/Po dziedzińcu piaskowego zamku "chodzi" palcami. Obiema dłońmi "gra" dwie osoby./
- Przepraszam... Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy?
- Książę?
- Moja królewno. /Wchodzi ON, boso, ostrożnie, jakby utykał. Ma inne szorty, bardziej stonowane, koszula ta sama, na głowie baseballówka. Staje za nią. ONA go nie widzi./
- Tyle lat, stęskniłam się.
- Czekałaś?
- Jak widzisz. Co się stało, że wróciłeś?
ON
Nie jest dobrze, żeby kobieta była sama.
ONA
/Zauważa go. Odsuwa się od zamku, zmienia pozycję na pół-klęczącą. Teraz ONA jest lekko zmieszana. Uśmiecha się./ To znowu ty. Nie spodziewałam się nikogo.
ON
Dlatego bawiłaś się sama ze sobą?
ONA
Nie bawiłam się.
ON
Zamkiem, jak dziecko. Widziałem.
ONA
No to co?
ON
Zbudowałaś ten zamek?
ONA
Nie. Stał tu już. /Wstaje, otrzepuje się z piachu. Zapala papierosa, gestem częstuje rozmówcę, ten odmawia./
ON
Wczoraj nie. Zaraz, to przecież było dziś rano.
ONA
Dzieci zbudowały.
ON
Nie, nie ma już dzieci. /Siada przy zamku i ogląda go./ Rodzenie za bardzo boli, a kobiety już nie lubią bólu, prawda? To jakiś Stwórca, Kreator, wzniósł budowlę.
ONA
Kto?
ON
Taki gość. Stary z siwą brodą. Może wszystko, ale nie jest szczęśliwy. Zbudował sobie ten zamek, ale i tam nie jest mu dobrze.
ONA
Walnięty jesteś.
ON
Wiem. /Wstaje zrezygnowany./ To co będziemy robić?
ONA
Speszyłam cię? Przepraszam.
ON
To ja przepraszam. Tak przychodzę nie wiadomo skąd, nie wiadomo po co, zjawiam się jak piaskowe widmo, zamiast kopać rowy przy powstającej właśnie autostradzie. Opowiadam wydumane historyjki.
ONA
To wcale nie było takie głupie z tym Stwórcą. Ja tam wierzę, że siedzi gdzieś taki. Ma wszystko z piasku, z piaskowej filiżanki pije piasek, piaskowy lokaj przynosi mu piaskową gazetę codzienną. A on z tego wszystkiego lepi, lepi sobie różne inne, piaskowe rzeczy. Z piaskowej wazy piaskowe ciastka, z piaskowych ciastek piaskowe serce. /ON przytakuje. ONA spogląda na niego./ Ludzi lepi.
ON
Nie! Już nie.
ONA
Dlaczego?
ON
Ludzi już nie ma. Wyginęli. Jak dinozaury, z tym że tamte da się jeszcze wskrzesić.
ONA
Kłamiesz. Gdy szłam na plażę widziałam mnóstwo ludzi.
ON
Zdaje ci się. Ludzie zrobili sobie straszne rzeczy. Strzelali w tył głowy, zatruwali gazem, dobijali atomówkami. Przetrwały tylko niedobitki na pośmiewisko, ale i one przeminęły.
ONA
Jedni pachnęli tanim winem, mieli pacyfki na koszulkach, inni po prostu mięśnie lśniące jak ciała niebieskie. Jedni byli starzy, tak strasznie starzy, ale jeszcze witalni. Inni mówili w jakimś obcym języku, nie zrozumiałam ani słowa. To się działo jeszcze przed godziną. A jeden był Hindusem i trzymał na dłoni zdechłego pająka, podobno od trzynastu lat.
ON
Też ich widziałem. Ale to nie byli ludzie. Tej rasy nie ma! Odkryłem to już dawno. Szukałem potwierdzenia w wierszydłach, w książkach, w pieniądzach, w szumie liści i wód, poszedłem nawet na filozofię. Nikt mi tego nie powiedział wprost, ale ja wiem, że się zgadzali. Przytaknęli mi wszyscy, co mieli coś do przytaknięcia, choć zarzekną się, że nie.
ONA
/Spokojnie dogaszając peta./ Więc ja też nie jestem człowiekiem?
ON
Ty?
ONA
Nie?
ON
Nie wiem. Rozum podpowiada, że nie.
ONA
, a..?
ON
co ", a..?"? Nie wiem. Skąd mam wiedzieć kim jesteś?! Widzimy się dopiero po raz czwarty.
ONA
Trzeci.
ON
Ach tak. /Idzie (kuśtyka) w stronę z której przyszedł./ Może te trzy razy starczyłyby na zrobienie dziecka, ale nie na poznanie się nawzajem.
ONA
Czemu tak śmiesznie idziesz?
ON
/Staje, odwraca się w jej stronę./ Bo żwir wbija mi się w stopy, kaleczy je, wpycha się brudem pod paznokcie, potem nie można domyć. To ma być plaża? Chyba dla ascetów! Nie da się po niej chodzić bezboleśnie. I to ma być plaża?
ONA
/Niewzruszona/ To trzeba było założyć buty.
ON /Zdenerwowany. Odwraca się w jej stronę, wraca pod drzewo./ Właśnie dla ciebie je zdjąłem! Prosiłaś o to.
ONA
Naprawdę? Nie pamiętam.
ON /Siadając na kocu. przedrzeźnia/ "Nie pamiętam", "nie pamiętam". A ja głupi wciąż tu wracam. Dobrze robię tu wracając?
ONA
A jak powiem, że nie, to przestaniesz wracać?
ON
Nie.
ONA
To nie.
ON
Zamiast iść jak się chodzi- naprzód i naprzód, ja wracam, jakbym krążył po jakimś dziwnym kole! /Siada i rysuje na piasku koło w okół siebie./ A świat jest przecież prostą, no może krzywą. Spiralą nawet, niech będzie, ale zmie...
ONA
/Przerywa mu./ Znów zaczynasz?
ON
Tak. O tym mówię. Nie.
ONA
powinieneś zrobić coś, żeby to nie był zwykły powrót. Dlatego chciałam, żebyś zdjął koszulę.
ON
Zdjąłem buty. Mało ci?
ONA
Właściwie to już nic od ciebie nie chcę, bo wszystko czego zapragnę będzie złe. Ja jestem kobieta zatruta, toksyczna, oblech. Idę sobie!
ON
/Wstaje./ Nie idź! Nie chciałem cię urazić.
ONA
Zostaw mnie, chcę płakać./Rzeczywiście zaczyna lekko szlochać, albo raczej głos jej się łamie. Wstaje i idzie (ale nie tak jak kazał pan Cogito, tylko 'normalnie')./
ON
Jak zostaniesz, to pójdziemy popływać! Przecież młoda godzina jeszcze!
ONA
Łza kobiety jest ważna tylko wylana w samotności! Żegnaj na zawsze! /Wychodzi./
ON
Zostawiła rzeczy. Muszę iść po buty. /Wyjmuje z odtwarzacza płytę, ogląda ją./ A takie piękne bezwietrzne popołudnie. Nie wieje ani na wodę, /spogląda na drzewo./ ani na drzewo. Ech! /Wychodzi./

SCENA IV

/Późny Wieczór. Zamek z piasku rozwalony, nie jest to już nawet ruina, a kupka piasku i kamieni. ONA leży na plecach pod parasolem. Drzemie. Nogi ma podkulone. Na twarzy rozłożoną książkę (bo parasol i drzewo nie chronią przed słońcem dostatecznie), Obok odtwarzacz. ON przychodzi. Staje nad nią i przygląda się. Słychać jej chrapanie. Ubrani są jak poprzednio./

ON
/Szeptem./ Nie chrap.
ONA
/Nie zdejmując z twarzy książki/ To ty?
ON
/Kuca przy niej/ Przepraszam... Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy? /Uśmiecha się i zdejmuje jej z twarzy książkę (ONA nie ma okularów). Przygląda się stronie tytułowej. Czyta./ "Nauka filozofii w weekend"...
ONA
/Podnosi się do pozycji półsiedzącej. Wyrywa mu książkę. Widząc, że ON się śmieje, manifestacyjnie wyrzuca ją./ Z czego się śmiejesz? Nie mogę spać przez te twoje filozofie!
ON
Spałaś tak słodko.
ONA
Ale miałam zły sen. Nie tyle zły co straszny.
ON
Co ci się śniło?
ONA
Śniło mi się, że Go nie ma.
ON
Kogo?
ONA
/Skinienie na resztki po zamku/ Jego.
ON
Aaa. A to jest?
ONA
Jest. Teraz jest.
ON
A jak było, jak Go nie było?
ONA
W tym śnie? Staruszka w sklepie miała kaszel... mokry, prawie gruźliczy, podczas gdy dzieci kopały gumową piłkę. Normalnie było. Znaczy prawie. Tyle, że to tak bez sensu się wszystko działo. Wszytko tak samo, z tym że bez celu.
ON
Bzdura. Nie On wyznacza cel.
ONA
Może. Ale lepiej jak jest. Chociaż pewnie gniewa się, że zburzyli mu zamek. Heterycy!
ON
/Poprawiając./ Heretycy.
ONA
Mieliśmy pilnować tego zamku.
ON
Mieliśmy pilnować tego drzewa. Zamku nie.
ONA
Ale co On zrobi bez zamku?
ON
On umarł.
ONA
Kto ci powiedział?
ON
Nietzsche.
ONA
Kto?
ON
Taki filozof. Szwab.
ONA
/Lekceważąco./ Łee.
ON
Ale polskiego pochodzenia.
ONA
Łee. Chyba czytałam o nim w tej głupiej książce, ale usnęłam z nudów. Już noc? Jaka ciemna.
ON
On też napisał, że uwierzyć można tylko w takiego boga, który potrafi tańczyć.
ONA
Ten umie.
ON
Wszystko umie?
ONA
Skąd mam wiedzieć, czy wszystko umie?! Wiem, że umie tańczyć, bo widziałam. /Chce włączyć muzykę, ale nic nie słychać./
ON
/Wyjmuje z kieszeni płytę i podaje ją jej./ Tego brakuje.
ONA
/Włącza muzykę (Nouvelle Vague "Dancing With Myself"). Wstaje. Parodiuje salonowy gest zaproszenia do tańca) Zatańczy pan?
ON
Nie lubię, nie umiem. Nie.
ONA
Więc nie uwierzę w pana.
ON
/Wzruszając ramionami/ To nie wierz.
ONA
Z Nim zatańczę. /Zaczyna tańczyć. Robi na chwilę pauzę./ Nie będziesz zazdrosny?
ON
Nie. On przecież umarł.
ONA
/Tańczy dalej./ To co?
ON
Trupy nie tańczą. Nie latem.
ONA
Trupy nie stwarzają świata, nie lepią ludzików z gliny, nie umierają i nie zmartwychwstają. Ale ten trup to zrobił.
ON
Taki /głupkowato./ zombie!
ONA
/Przestaje tańczyć/ Hehe. "Resident Evil 2"! Oglądałeś? /Pauza./ Coś taki nie w humorze dzisiaj? Poprzednio było to samo. To przecież ja miałam straszny sen, nie ty. /Wyłącza muzykę, siada koło niego, jakby chciała pocieszyć (a może i rzeczywiście chce)./ Ach prawda, dla ciebie mój sen to jawa, moja jawa to sen.
ON
/Przygnębiony/ Znowu ich widziałem. Ślinili się na widok podrygujących biustów, a nosicielki owych się wyraźnie cieszyły, utożsamiając się tym samym jednoznacznie ze śliniącymi. /Natchnionym tonem, ONA wydaje się coraz bardziej podniecona słuchając tego monologu./ Tworzyli tak jedną, niepodzielną masę, jedno ciało, nie ludzkie, a ciało hiper-przestrzennego monstrum, tak obce ideom w które do dziś wierzyłem, obce ideom wszystkich mędrców, filozofów, artystów, bardziej niż ów nieszczęsny obcy z Nostromo, który był (przy tym czymś) jedynie żałosną, acz zabawną kukłą. /Wstaje, krzyczy/ I jak tu być dobrym?! Tu nie da się nawet być złym, z pełnym brudu sumieniem!
ONA
/Śmieje się nieprzyzwoicie./ Jesteś taki dziwny.
ON
/Krzyczy./ Czy jest tu ktoś?! Niech się odezwie! Niech chociaż palcem kiwnie, niech mu się chociaż włosy zjeżą!
ONA
Tu nie ma nikogo poza nami.
ON
Ha! Tu nie ma! To ja widzę. Powiedz mi lepiej gdzie ktoś jest!
ONA
Nie wiem.
ON
Jesteśmy tylko my. Nie na tej plaży, w ogóle.
ONA
Są mewy.
ON
To inna bajka. Nie mamy na nie wpływu, a one na nas. Są jakby na drugim końcu kosmosu. Tak jak ryby, czy zwierzęta w lasach.
ONA
One są tak wolne i niezależne. Możemy się od nich uczyć.
ON
/Waha się chwilę nad jej wypowiedzią./ A jednak. Ptaki mają dla nas znaczenie tylko na talerzu, gdy jesteśmy głodni.
ONA
Szkoda, że jedząc ich skrzydełka, nie jemy też ich wolności.
ON
Bo ich wolność to wolność od nas. My zaś nie możemy być od siebie wolni. Dlatego rośliny są bardziej wyzwolone niż my, nawet te hodowlane, nawet owsiki w naszych tyłkach, nawet kamień.
ONA
Nie lubisz zwierząt, prawda?
ON
Kiedyś lubiłem. Dziś nie odróżniam nawet bizona od kuropatwy. Gdyby byli ludzie pewnie też bym ich nie lubił.
ONA
Ale ty dziś pretensjonalny! /ON grymasi./ Co? Nie spodziewałeś się, że znam takie słowa? Smile
ON
Masz się z czego cieszyć! Jakbyś nie zauważyła, to słowa dziś nic nie znaczą. Skończyły się definitywnie wraz z ludźmi. /ONA składa parasol, pakuje odtwarzacz./ Gdzie idziesz?
ONA
Na disco. Nudzisz mnie. A Chciałam, żebyś tańczył. Dziś jest wieczór tańca.
ON
Ciemno jest.
ONA
Dlatego, że to właśnie wieczór.
ON
To inna ciemność.
ONA
Zostawię ci odtwarzacz, przypilnuj. Z muzyczką oczywiście. /Włącza "Killing Moon"./ Żebyś nie był samotny. Pa.
ON
/Robi kilka kroków za nią./ Zaczekaj, pójdę z tobą.
ONA
Jestem już umówiona. Może innym razem.
ON
Zostanę tu i zaczekam!
ONA
Cześć. /Wychodzi, ON też, z tym, że chwilę później i w przeciwną stronę. Po chwili wraca, wyłącza muzykę i ponownie wychodzi, w jej stronę. Odtwarzacz zostaje sam na sam z drzewem./

SCENA V

/ONA Chodzi po plaży i śpiewa. Na sobie ma zielony skórzany płaszcz, w ręku torebkę. Znać w barwie głosu, jak i w chodzeniu, że jest mocno wstawiona. ON wchodzi. Ubrany w stałą koszulę (zapiętą tylko na 1-2 guziki) i długie spodnie./

ON
Dzięki Bogu, jesteś. Zostawiliśmy odtwarzacz. Dopiero w hotelu o tym pomyślałem. Na szczęście to takie odludzie, że nie miał kto ukraść.
/Spogląda na nią./ Co ci jest?
ONA
/Przerywa śpiewanie./ Nic.
ON
Widzę! /Podchodzi do niej./ Jesteś pijana.
ONA
/Odtrąca go pogardliwie./ Wcale nie.
ON
To nic złego. Nie aż tak bardzo. Właściwie to nie wiem, nigdy nie byłem pijany. Ale po dyskotece to chyba normalne. Przejdzie.
ONA
A tobie przeszło?
ON
Mówię, że ja nie byłem nigdy...
ONA
Tak, ale to twoje uniesienie?
ON
Nie lubię pijanych bab.
ONA
Co? Znowu cię coś ugryzło?
ON
/Wybucha złością./ Co mnie ugryzło?! Chcesz wiedzieć?! Powiem ci- komar mnie ugryzł! /Spokojniej, z tzw. 'śmiertelną powagą'./ Po tym jak poszłaś. Pod hotelem. Siedział na jakiejś agawie, albo na jakiejś pieprzonej pigwie! Zamykałem już drzwi i wtedy musiał się zerwać do lotu..
ONA
/Podniecona./ I pił krew, twoją krew!
ON
/Znów wybucha złością./ I co w tym takiego dziwnego?! Wszyscy piją moją krew! Ten świat żywi się moją krwią! /Spokojniej, odkrywczo./ Więc jednak jestem światu do czegoś potrzebny!
ONA
Nie dam światu, ja sama! /Rzuca się na niego niespodziewanie i gryzie go w szyję, ON ją brutalnie odtrąca./
ON
Co robisz, durna?!
ONA
/Spuszczając głowę./ Wszyscy piją, więc i ja też chciałam. /Zatacza się, ale jeszcze nie upada./
ON
/Spokojnie./ Właśnie ty miałaś być inna niż wszyscy, podobna tylko do mnie. /Pauza. Wrzeszczy./ Ale się spiłaś jak oni, i to nie moją krwią, a tanim alkoholem!
ONA
/Traci równowagę. Siada./ Nie piłam.
ON
Czuć od ciebie.
ONA
To jabłko.
ON
Jabłko?
ONA
Nie wiesz, że po zjedzeniu jabłka masz ileś tam ułamków promila w wydychanym powietrzu?
ON
/Drwiąco i pogardliwie./ Ty masz chyba kilka ułamków promila powietrza w wydychanym alkoholu.
ONA
To było sfermentowane jabłko, wyjątkowo sfermentowane.
ON
I zawirusowane? Filipińskie?
ONA
Kpisz ze mnie! Nie pozwalam.
ON
Bo co, ucierpi twoja /teatralnie./ godność?
ONA
Obrażasz mnie! Ty dupku!
ON
Przecież mówiłem, że picie to nic złego. Sama się obrażasz i kpisz!
ONA
Niedobrze mi. /Wymiotuje na płaszcz i spodnie. Chce wstać, ale nie może. Ściąga płaszcz, ale wymiotuje zaraz potem na bluzę, którą ma pod nim. Wstaje wreszcie, ON ją podtrzymuje, by złapała równowagę./ Lepiej pójdę. /Idzie w stronę drzewa./ Zbyt się uzewnętrzniam!
ON
Zaczekaj.
ONA
Zanim zrobi się widno. Zanim będą mnie widzieć i wytykać palcami. O! Ta to się dopiero narąbała!
ON
To nic. /ONA idzie./ Zdejmij to. /Ściąga koszulę, dochodzi do niej i ściąga jej bluzkę (ONA ma pod nią tylko biustonosz). Zakłada na nią koszulę. ONA nie chce jej, rzuca ją ziemię. On trzyma jej bluzkę, krzywi się, ona to zauważa./
ONA
To tylko jabłko. Musiało być nieświeże. Ale zwróciłam je i już mi lepiej. Znacznie lżej.
ON
Tak, nieświeżość. Sami jesteśmy już nieświezi.
ONA
To tylko jabłko. /Zbiera ze spodni garścią wymiociny i nagłym ruchem przystawia mu to twarzy./
ON
Fuj! /Odskakuje, ale zostaje upaćkany wymiociną./
ONA
Jabłuszko. /Wącha swoją brudną dłoń i śmieje się./
ON
/Sam wymiotuje z obrzydzenia. ONA wyraźnie tym speszona, traci ochotę do śmiechu./ Niech to!
ONA
Wybacz. Jednak jestem oblech. /Dostaje nagle moralnego kaca. Patrzy na niego, ten dalej zwraca i upapraną ręką wyciera sobie bardziej upapraną twarz./ Oblech nad oblechy. Królowa oblechów.
ON
Nieprawda.
ONA
Chrapię, bekam i na koniec rzygam.
ON
Ale lubisz drzewa.
ONA
Lubię to jedno drzewo. Lubiłam do tej chwili. /Odwraca się w stronę drzewa./ Po raz ostatni je widzę. Odchodzę. /Idzie./
ON
Zacz.. /Dostaje kolejnego odruchu wymiotnego. Nie mogąc się wypowiedzieć wstaje, i (wymiotując) zatrzymuje ją tuż przed zejściem ze sceny. Prowadzi za rękę na środek./
ONA
Też jesteś teraz jak oblech. Nie oblech, ale tak jakby. /ON zaczyna się śmiać./ Co cię bawi?
ON
/Śmiejąc się./ Jabłuszko! /Pokazuje własne wymiociny na ręce./ Było zepsute i takie sfermentowane! Haha!
ONA
/Też się uśmiecha./ Wariat!
ON
Zdejmij te zarzygane ciuszki! /Sam zdejmuje z siebie buty i spodnie, wyciera twarz w nogawkę. ONA zaskoczona./ No zdejmuj! /ON ściąga skarpetki. ONA się chwilę waha, po czym robi to samo. ON zaczyna niespodziewanie tańczyć./ Nowe słońce budzi się do życia. /Rzeczywiście rozjaśnia się. Morze przestaje zupełnie szumieć, dobrze jakby w ogóle zniknęło./ To drzewo je budzi, daje życie temu dniu i nam!
ONA
Mówiłeś, że nie umiesz tańczyć.
ON
To było wtedy. Nauczyłem się. To takie lekkie. Nie czuję wcale żwiru wgryzającego się w stopy! Jakbym stawiał kroki na białym puchu. Jakbym był jakimś pieprzonym fakirem! Spróbuj! /ONA ściąga buty i skarpetki. Waha się chwilę i ściąga też spodnie. Rozjaśnia się./ Teraz biustonosz!
ONA
Nie mówiłeś, że to zło?
ON
Nie wiem co to jest. Co to jest zło?
ONA
Przeciwieństwo dobra.
ON
Dobra? Nie znam. Rzucam filozofię. Chcę tańczyć. /Dochodzi do niej i ściąga jej biustonosz./ Dziś są moje urodziny. Chcesz zobaczyć nagość?
ONA
/Zachwycona./ Niczego więcej nie pragnę. Odkąd się spotkaliśmy pierwszy raz. Kiedy to było?
ON
Dawno. Zanim runął wieczny zamek. Zanim w ogóle powstał. /Rozbierają się do naga, po czym zbliżają się. ONA go dotyka, kładzie dłoń na jego biodrze (musi to być bardzo subtelne, nic a nic perwersji odtąd. ON odgarnia jej ręką (którą wcześniej dokładnie wytarł w skarpetę) włosy opadające na twarz. Jest już prawie widno./
ON
Okłamałem cię.
ONA
Ja ciebie też.
ON
To nieprawda, że czas powinien iść naprzód.
ONA
Przecież wiem.
ON
Już się kiedyś spotkaliśmy. Tu, dawno, dawno temu.
ONA
Wiem. Poznałam cię od razu. Udawałam, że nie pamiętam- to było właśnie kłamstwo moje.
ON
To nic. I tak oboje wiedzieliśmy i wiemy. /Padają sobie w objęcia i tańczą. ONA śpiewa "Kiling Moon", ale jej głos nie jest już głosem pijanej, jest czysty./ Wtedy jeszcze było tu morze. Pójdziemy tam, gdzie było morze? /ONA nie odpowiada, ale kiwa głową potakująco./ A potem na miasto, nad rzekę. Widziałaś rzekę w Nowym Mieście? /Kiwa głową przecząco nie przestając śpiewać./ Ja się tam wychowałem. Zabiorę cię tam. /Tańczą dalej./

/Jest taki zwyczaj, że każda porządna sztuka kończy się tańcem. Więc ta niech też się skończy właśnie teraz./


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lucek




Dołączył: 18 Gru 2007
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska

PostWysłany: Czw 12:30, 27 Gru 2007    Temat postu:

Przeczytałem jakiś czas temu. Teraz chyba wiem dlaczego nie porwało mnie wtedy. Czasami fabuła sprawia wrażenie "jeden krok w przód, dwa kroki w tył". Nie jest dobrze Smile

Za to w pewnym momencie akcja zaczyna wciągać, interesujący staje się wątek miłosny, czy jego symbolika.

Biorąc do kupy to, co powiedziałem wcześniej... dla mnie to taka symboliczna, abstrakcjonistyczna telenowela.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
koukounaries




Dołączył: 19 Gru 2007
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:04, 27 Gru 2007    Temat postu:

wydrukowałam to sobie z opowiadań jeszcze przed świętami. nie potrafię czytać literekk z pikseli, więc [prawie] wszystko muszę drukować.
lubię ten moment, kiedy ONA mówi, że zgwałciła jakiegoś faceta. i jeszcze kilka, kiedy słowa są tak fajnie ułożone.
telenowelą bym tego nie nazwała. telenowele są złym, ciągnącym się praniem mózgu przez 25 minut cztery razy w tygodniu. czy pięć.
a, i ten apel o kupowaniu sztucznych skór jest jak najbardziej w porządku. dopisałabym tam jeszcze sztuczne futra i przejście na wegetarianizm.
szuruburu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lucek




Dołączył: 18 Gru 2007
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska

PostWysłany: Pią 19:14, 28 Gru 2007    Temat postu:

Dla mnie podobieństwo do telenoweli zaczyna i kończy się na rozwoju akcji. Powolnym, momentami nużącym. Poza tym, wbrew temu, co napisał vv w tytule, to jednak jest nawet nieźle. Ciekawy jest pojawiający się motyw jabłka... w nowej wersji Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
VV




Dołączył: 18 Gru 2007
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasteczkowice

PostWysłany: Śro 19:17, 02 Sty 2008    Temat postu:

Wypowiedzi są rwane i często przeskakują po wątkach, żeby upodobnić je do wygłaszanych potoków myśli, które tam się mieszają, pienią i rozpływają z powrotem. Sorry, że nie rwącym nurtem, a ślamazarnym tempem- dobrze, że przynajmniej nie po stałych torach.
Wspomniany przez Koukou apel mogę rozszerzyć o sztuczne futra, natomiast o wegetarianizm raczej nie, bo byłaby to hipokryzja (sam jestem mięsożerny:|)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
VV




Dołączył: 18 Gru 2007
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasteczkowice

PostWysłany: Pon 23:30, 18 Lut 2008    Temat postu:

Apel powinienem jeszcze raz przemyśleć. Wyprodukowanie takiej sztucznej skóry, czy futra jest znacznie bardziej szkodliwe dla środowiska, niż wybicie kilku zwierzątek. W sumie, najuczciwszym rozwiązaniem pozostaje wstrzymać się w ogóle z używaniem tego typu odzieży do czasu wynalezienia bardziej ekologicznych metod produkcji.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lucek




Dołączył: 18 Gru 2007
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska

PostWysłany: Pon 23:55, 18 Lut 2008    Temat postu:

Jezu... popadasz w utylitaryzm Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum morświn Strona Główna -> Dramat, scenariusz teatralny i filmowy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deox v1.2 // Theme created by Sopel & Download

Regulamin