Forum morświn Strona Główna

morświn
awangarda / abstrakcja / postmoderna / futuryzm / synkretyzm / deformalizm / symbolizm / SZTUKA WYZWOLONA
 

Olimpsest

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum morświn Strona Główna -> Średnie formy literackie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Elizabeth Saint-Germain
Gość






PostWysłany: Sob 5:35, 02 Lut 2008    Temat postu: Olimpsest

„Olimpsest” Autor: Elizabeth Saint-Germain

Był dwudziesty pierwszy listopada, późny wieczór.

Każdy miewa jakieś historie, które lepiej lub gorzej utrwalą się później w jego pamięci. Niektórzy z własnych historii wyciągają pochopne wnioski, lotne morały, inni nie. Moja opowieść zaczyna się w momencie, gdy u drzwi rozlega się dzwonek, a ja w pośpiechu staram się, mimo szumiącego w skroniach dżinu trafić korytarzem do wyjścia.
Gdy jej otworzyłem, wyglądała zupełnie zwyczajnie. Była porażająco piękna, chociaż raczej skromna. Nie mogłem pojąć, co mogło przygnać ją do mojego mieszkania. Jakiej odpowiedzi szukała w moich progach? Czy za tymi słodkimi, pełnymi blasku oczami mogło się kryć coś bardziej mrocznego?
- Mogę wejść? – spytała bez ogródek. – Nazywam się Rita Ester i pracuję w Nowojorskim Wydziale Zabójstw.
Zaprosiłem ją do środka, powstrzymując się od niebezpiecznych pytań. W końcu jednak musiałem ulec.
- Nowojorskim? Przecież jesteśmy w Polsce – stwierdziłem, odkładając jej płaszczyk na komodzie. - Ale nie jest pani służbowo?
- Nie, nie – roześmiała się. – Przepraszam. To już takie moje zboczenie zawodowe. Zacznijmy jeszcze raz. Nazywam się Rita Ester, ale możesz mówić mi Mała.
- Dobrze. Niech będzie, Mała – zgodziłem się bez zastrzeżeń. – Co cię tu sprowadza.
- Może usiądziemy zanim…
- Oczywiście.

Patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi, zielonymi oczami. Nie liczyło się nic poza nimi. Wwiercały się w moją duszę jak w korek od wina, które właśnie otworzyłem. Polałem po lampce. Jej trochę więcej, co by poznała naszą polską gościnność. Powstrzymała mnie.
- Jestem strejt ejdż – powiedziała. Widząc moje zwątpienie dodała naprędce. – Nie piję.
Wypiłem wino z obu kieliszków. Nie mogło się zmarnować. Rita od razu przeszła do rzeczy. Ale zanim jeszcze się rozebrała zdążyła powiedzieć kilka ciekawych rzeczy. Po pierwsze, okazało się, że mój brat, mieszkający od lat w Nowym Jorku został zamordowany. Po drugie morderca pozostaje wciąż na wolności.
Trzymając zapalonego papierosa między środkowym palcem i kciukiem, zaciągałem się tytoniowym dymem. Ona, leżąc na mojej piersi cicho wzdychała. W końcu odważyła się znów mówić.
- Miałam nadzieję, że dowiem się od ciebie czegoś w sprawie brata. Wiesz…
Powiedziała to zupełnie naturalnie, jakby sytuacja była normalna. Gdybym nie leżał, z pewnością informacja zwaliłaby mnie z nóg. Pierwszy raz zetknąłem się wtedy z amerykańskim rozpasaniem.
- … cieszę się, że mogłam w końcu poznać szwagra. Niemniej, miałam nadzieję, że dowiem się czegoś ciekawego na temat Tadeusza. Może nawet czegoś, co pomogłoby mi rozszyfrować zagadkę jego zabójstwa.
- Chwila! Jakiego szwagra? Że niby przeleciałem właśnie… – Mówiąc to zerwałem się na równe nogi. Poczułem jak pętla moralności zaciska się na mojej szyi. – O kurwa!

Zginął pod nożycami kombajnu. Kierowcy oczywiście nie odnaleziono. Wielka maszyna do zbierania kukurydzy rozpłatała go na pół tylko po to, żeby za chwilę rozpłatać jeszcze na pół to, co zostało. I tak do czasu, gdy jakiś farmer, przerażony fontanną krwi zraszającą mu żyto, nie wyłączył silnika pojazdu. Podobno, wszystko stało się tak nagle.

Żółta, zdezelowana taksówka zatrzymała się przed naszymi nosami. Sam taksówkarz, lekko odurzony środkami nasennymi, a przynajmniej sprawiający takowe wrażenie, chyba jeszcze nie zauważył naszej obecności. Dopiero, kiedy Rita pomachała mu przed nosem kilkoma dolarami, zdołał się wyrwać z transu.
- Dokąd sobie państwo życzą? – spytał z wymową ofiary polipa. – Do samego piekła?
- Bez żartów proszę – oświadczyła Rita, wyjmując odznakę. – Nie jesteśmy na wczasach. Na lotnisko.
- Gdzie lecimy? – ośmieliłem się spytać. Nie trudno było się domyślić, jaka padnie odpowiedź. Mimo wszystko, nie dowierzałem niczemu, a tym bardziej własnej inteligencji.
- Musimy się dowiedzieć kto zabił. Przecież o to chodzi. Jaki sens miałaby ta historia, gdybyśmy przez cały czas się grzmocili, albo popijali zimne drinki? – zapytała prawdopodobnie retorycznie. Następnie trzepnęła taksówkarza po głowie. – Niech pan jedzie, do cholery.
- Się robi. Dla mnie możemy i do cholery. Ale to będzie za dopłatą.
- Zamknij się i jedź.
Brakowało tylko, żeby dodała, za którym samochodem facet ma jechać. No i nie usłyszałem „gaz do dechy”. Od tamtego czasu przestałem ufać filmom.

Tydzień później…

Staliśmy nad zwalonym z nóg mechanikiem. Klucz w mojej dłoni ociekał krwią.
- Dlaczego to zrobiłeś? – spytała z powagą.
- Przecież po to go tropiliśmy. Zło musi ponieść karę – oświadczyłem dumny. – Zemsta jest słodka.
- Tak, ale teraz nigdy nie dowiemy się, dlaczego to zrobił.

Trzy dni wcześniej…

Staliśmy na policyjnym parkingu, dla aut zarekwirowanych. W tym całym towarzystwie Cadillaców, Mercedesów, Fordów i Chryslerów, kombajn wyglądał niesamowicie śmiesznie. Nawet zaschnięta krew na maszynie nie powstrzymywała już mojego śmiechu.
- Z czego się śmiejesz, idioto! Psujesz całą zabawę! Nie wypada robić z siebie durnia, kiedy tropimy mordercę!
Tak seksownie się złościła. Nagle przypomniały mi się pierwsze nasze wspólne chwile. Jej bielizna rozrzucona po pokoju, piersi falujące w rytm muzyki miłości.
- Idiota!

Dzień później, niż trzy dni wcześniej, niż tydzień później… czyli dwudziestego szóstego…

- To nie robi żadnego sensu – przyznała w kiepskim językowo stylu. – Poddaję się.
Staraliśmy się połączyć wszelkie materiały dowodowe. Przeglądała wszystko. Od Kuby Rozpruwacza, po Hanibala Lectera. Książki, filmy, nawet motywy muzyczne. Nic.
- Kombajn wygląda na czysty… - kontynuowała po upływie kilku minut, gdy emocje przestały panować nad jej kobiecym móżdżkiem.
Oczywiście kombajn wcale nie był czysty.

Był dwudziesty pierwszy listopada…

Rozległ się dzwonek u drzwi. Otworzyłem, miotając się wcześniej po pokoju, zanim jeszcze udało mi się odnaleźć drogę do wyjścia.
- Siema stary. Przyniosłem niezłego staffu. Dobrze kopie, tylko czasami można się zawiesić i już nie wrócić. Kumasz? Odpłynąć na całe życie… Ale tobie się to nie przydarzy. W końcu… No, powiedzmy, że mam przeczucie, że ci się stafik spodoba. To co, bierzesz woreczek?
- Wezmę sześć – postanowiłem.

Każdy miewa jakieś historie. Niektóre są z tego świata, inne z innego, ale tak naprawdę… Nigdy nie wiadomo, na którym świecie my żyjemy. A może nie siedzisz teraz przed ekranem komputera, tylko skwaszony na zawsze, schowany głęboko pod łóżkiem. Warto się nad tym zastanowić.

___________
wersja 1.1... poprawiłam buga z przedstawianiem się
Powrót do góry
Lucek




Dołączył: 18 Gru 2007
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska

PostWysłany: Sob 5:56, 02 Lut 2008    Temat postu:

Mam pewną koncepcję na temat tego tekściku, oprócz tego, że jest dość jawną parodią pewnego polskiego filmidła.

Po pierwsze, widać, autorka od razu stara się przekazać pewną niezbyt jasną myśl. Moim zdaniem chodzi o ukazanie dysonansu pomiędzy poważną literaturą a groteskową rzeczywistością. Czasami rzeczywiście kryminalna historyjka literacka sili się na więcej powagi, niż miał jej Bóg w momencie ustawiania całego tego bałaganu.
Mamy tu też chyba konfrontację myślenia prostego człowieka wrzuconego w wir niezbyt jasnej rzeczywistości czarnego kryminału. Okraszona niezbyt wysublimowanym humorem opowiastka z morałem, który swą filozoficzną żenadą rzuca na kolana.

Ale to tylko moja interpretacja. Ciekawe, co inni znaleźli w tej historyjce? Smile Mniemam, że nie wyczerpałem jeszcze wszystkich możliwych rozkminek nad tekstem. Mniemam, że mogłem się też pomylić, ale jak znam Elżbietę, nigdy nie wyprowadzi nas z błędów interpretacyjnych. Cytując złotą myśl autorki: "autor miał na myśli tylko to, co na myśli miał czytelnik".

A stylistycznie... tekst niestety siada, siostrzyczko Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
VV




Dołączył: 18 Gru 2007
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasteczkowice

PostWysłany: Nie 22:18, 03 Lut 2008    Temat postu:

"Nawet się nie przedstawiła. – Nazywam się Rita Ester i pracuję w Nowojorskim Wydziale Zabójstw. " - nie od razu wprawdzie, ale się przedstawiła (nawet dwa razy) i trzeba jej to oddać.

Podoba mi się ta narracja, jest taka... narracyjna (są masła bardziej maślane i maślane mniej)- prosta, szczera, nie unika ani refleksji, ani niskich żartów, za to unika egzaltacji. Jedna z ciekawszych opowiastek kryminalnych jakie znam, ale żeby ostudzić nieco autorkę, dodam, że znam ich bardzo niewiele. Bardzo fajne cięcia i przeskoki.
P.S. Czy Elizabeth i Elżbieta to jedna i ta sama osoba, rodzina, czy tylko zbieżność nazwisk?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elżbieta Saint-Germain
Gość






PostWysłany: Pon 13:15, 04 Lut 2008    Temat postu:

Elizabeth jest moją matką i siostrą Lucka, jakby ktoś nie wiedział Very Happy Żartuję, Elizabeth to oczywiście ja Razz

Rzeczywiście przedstawiła się. Ale zauważ, drogi VV, że przedstawiła się dopiero później Razz Niemniej, również poczytuję to za błąd.

Muszę powiedzieć, że ja tak pozytywnego stosunku do tego tekstu nie mam. Ale póki co, nie będę wytykać jego słabych punktów, skoro się innym podoba Smile
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum morświn Strona Główna -> Średnie formy literackie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deox v1.2 // Theme created by Sopel & Download

Regulamin